Finał serialu „Lucyfer” nie mógł być lepszy. Dobra robota, Netflix!

2021. szeptember 10., péntek 20:26

„Lucyfer” to jeden z niewielu seriali, które z sezonu na sezon podwyższały poziom zamiast zaliczać glebę. Finałowa seria utrzymała tę tendencję. Nie jest to tytuł dla wszystkich, na pewno nie znajdzie się w moim TOP 50 ulubionych seriali. W pewnym momencie z guilty pleasure stał się czymś, co dawało mi nieironiczną frajdę. A to chyba niezła rekomendacja.
Można się czepiać Netfliksa, że robi kiepskie sequele, remaki, rebooty czy ekranizacje live-action, ale „Lucyfera” udało im się uratować. Myślę, że w Piekle wyświetlany jest w kółko trzeci, masakrycznie męczący, sezon, po którym stacja FOX skasowała serial. Od czwartego na samym początku słyszymy charakterystyczne „tu dummm”. I to był strzał w dziesiątkę, bowiem serial z Tomem Ellisem jest jednym z największych przebojów serwisu.
Jeżeli tu dotarliście, to pewnie jesteście na bieżąco z tytułem. Jeżeli wyleciało wam z głowy, jak doszło do wydarzeń z finału, to tutaj znajdziecie podsumowanie 5. sezonu „Lucyfera”. To bezspoilerowa recenzja, ale siłą rzeczy będę musiał nawiązać do fabuły poprzednich odcinków. Inaczej się nie da.
Lucyfer 6 sezon – oceniamy finał serialu Netfliksa
Lucyfer finał serialu
Ostatni sezon „Lucyfera” to kopalnia fan service’u. O takim finale marzą wszyscy widzowie.
Jak dobrze wiemy, Stwórca przeszedł na emeryturę, a Lucyfer pokonawszy swojego złowieszczego brata Michała Anioła, dostąpił zaszczytu objęcia tronu władcy wszechświata. Jeżeli liczymy na to, że już w pierwszym odcinku stanie się Bogiem, to srogo się zawiedziemy. 6. sezon powoli się rozkręca, ale potem już się nie oderwiecie.
Fot. Lucyfer / Netflix
Dwa pierwsze odcinki praktycznie wcale nie skupiają się na głównym wątku, ale tradycyjnych już nietypowych zabójstwach. Akurat zagadki kryminalne zawsze mnie nużyły mnie w „Lucyferze” – w ciągu swojego dość długiego życia naoglądałem się już seriali proceduralnych z osobliwymi detektywami. Fani tego serialu na pewno nie będą rozczarowani. W finale znajdziemy zresztą więcej rzeczy, za które widzowie pokochali ten serial.
W sumie fan service ostatniego sezonu wybiło poza skalę. Znajdziemy w nim shipowane romanse, powrót detektywa Dupka, a dużą część teorii i spekulacji faktycznie się ziściła. Właśnie dlatego 6. sezon jest tak doskonałym zwieńczeniem serialu. Przecież każdy fan marzy, by jego zachcianki zostały spełnione. Zwykle dzieje się inaczej, a ostatnie sezony są wielkim rozczarowaniem. W przypadku „Lucyfera” twórcy idą na rękę widzom i robią to perfekcyjnie.
LUCFot. Lucyfer / Netflix
„Lucyfer” wywraca do góry nogami wydarzenia z Pisma Świętego, ale ze smakiem.
W „Lucyferze” w zasadzie podobają mi się dwie rzeczy. Główna historia i ewolucja bohaterów, czyli w sumie coś, co powinien mieć każdy szanujący się serial. Stanowi nieszablonową interpretację Starego Testamentu, ale raczej nie obraża żadnych tak zwanych uczuć religijnych. Zresztą często poruszane są tu kwestie związane z wiarą (piję tu do koronerki Elli Lopez) i nie wychodzi z tego jakaś krindżówa lub infantylne morały.
Tak naprawdę właściwa część fabuły rozgrywa się od trzeciego odcinka, który zresztą w genialny sposób łączy kreskówkę z seriale aktorskim i wbrew pozorom jest jednym z najbardziej nieporuszających w całej serii – przypominał mi trochę „Opowieści z krypty”. Oczywiście są filery, niepotrzebne wątki, przestoje a Lucyferowi zbytnio nie spieszy się, by zostać następcą taty. Ostatni sezon ma jednak 10 odcinków, więc trzeba je było czymś zapełnić.
Fot. Lucyfer / Netflix
Jednak im dalej w las, tym robi się ciekawej, a serial co rusz serwuje szalone zwroty akcji, o których teologom się nie śniło. Nie mam pojęcia, czy samo zakończenie będzie dla wszystkich satysfakcjonujące, ale na pewno nie znajdzie się na liście najgorszych w historii. I widzowie dostali tyle fan service’u, że i tak nie powinni narzekać.
Kolejny mocny punkt serialu to główni bohaterowie. Każda z głównych postaci rozwinęła się w niespodziany sposób. Nie mówię, że jest tak dobrze jak w „Grze o tron”, ale np. wspomniany detektyw Dan „Dupek” Espinoza (Kevin Alejandro) z najbardziej irytujących postaci stał się jedną z moich ulubionych.
Pozostali bohaterowie także dostają swoje 5 minut w finale – stają się złożeni jak kostka Rubika, a także zagłębiamy się w ich psychikę na wskroś. Jeden z lepszych wątków tego sezonu, to ten Amenadiela (on też przeszedł ewolucję większą niż Pokemony), który próbuje swoich sił jako policjant. Właśnie dla takich historii pobocznych kręci się seriale, a nie filmy.
Fot. Lucyfer / Netflix
6. sezonu „Lucyfera” miało wcale nie być. Netflix wskrzesił serial, zakończył i niech tak już zostanie.
Nie będę płakał za „Lucyferem”. Nie będę za nim też specjalnie tęsknić. Nigdy nie zrobię też rewatcha. Będzie dla mnie jednak miłym wspomnieniem. W pomysłowy sposób połączył kryminał, komedię, telenowelę i urban fantasy.
Do tego ma bohaterów, na którym nam zależy – gdy widziałem, że dana para ma się ku sobie, czułem, że moje usta wykrzywiają się w grymas uśmiechu. Komiksowy pierwowzór ma zupełnie inny charakter, ale serial ma swój nieodparty urok. Nie tylko za sprawą szyderczego Lucka z brytyjskim akcentem.
Fot. Lucyfer / Netflix
Kiedyś czytałem, że każdy serial powinien kończyć się właśnie na 6. sezonie – statystycznie po nim jakość większość produkcji zaczyna lecieć na łeb na szyję. Nawet jeśli twórcy nie dotarli do tych badań, to nie widzę możliwości kontynuacji – serial tworzy spiętą wieloma klamrami zamkniętą całość, a odtwórca głównej roli już zapowiedział, że nigdy do niej nie powróci. To i tak cud, że „Lucyfer” dorobił się tylu odcinków, a te nie zdarzają się dwa razy.
6. sezon „Lucyfera” możemy oglądać online na Netfliksie.
Finał serialu „Lucyfer” nie mógł być lepszy. Dobra robota, Netflix!

Több

Hírszolgáltató

Bejelentkezés

A TvProfil sütiket használ a webhely jobb felhasználói élményének és funkcionalitásának biztosítása érdekében. A sütikkel kapcsolatos további információ itt található: adatvédelmi irányelvek.